„O wolności” – lektury dla dzieci i dorosłych

Jeanette Winterson, „Wolność na jedną noc”

Poetyckie frazy Jeanette Winterson nadają się do sztambucha. Ale nie dlatego, że są banalne. Dlatego, że są piękne. Od średniowiecznych mistyków i angielskich poetów jezior, ku którym kierują się zainteresowania pisarki, przejmuje ona wspaniałą, kunsztowną frazę, od współczesności natomiast czerpie lekkość i frywolny styl. Będąc w oczywisty sposób zanurzona w „dziś” narracja Winterson sytuuje się jednocześnie w pewnym „zawsze”. Działając w przestrzeni mitologicznej, nie jest jednak przywiązana ani do mitu,  ani do bezsakralnej teraźniejszości. Jest wolna. „Czy czas nosi zegarek?” – pisze w jednym z tekstów. „Wszystko jest ruchem” – mówią jej bohaterowie. A w ruchu tym, przez czasy, toposy, archetypy, światy, upatrują wolności.

Czy może być coś prawdziwszego?

Jeanette Winterson jest Laureatką Nagrody Whitbreada za najlepszy debiut powieściowy oraz nagrody Johna Llewellyna Rhysa dla najwybitniejszego pisarza w wieku do 35 lat. W roku 2006  otrzymała Order Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury.

Jako pisarka (autorka słynnej „Namiętności”, czy doskonałej „Płci wiśni”) Winterson uważana jest za czołową przedstawicielkę nurtu feministycznego i postmodernistycznego. Ale feminizm i postmodernizm to ograniczenie. Bo Winterson pisze właśnie przeciwko ograniczeniom, przeciwko strukturom i sztywnym gatunkom. Pisze prozę posługując się poezją. Pisze dla dorosłych posługując się baśnią. Pisze mity dekonstruując mityczne myślenie i zakorzeniając nas jednocześnie w kulturze. Jej maskarady (genderowe)  nazywane są szekspirowskimi. Często też odwołuje się do schematów i do toposów szekspirowskich (m.in. miłości dworskiej), które twórczo przeinacza. Warto ją czytać. Także w zestawieniu właśnie  Szekspirem.

„Wolność na jedną noc” to powieść o czytaniu, pisaniu i uwalnianiu własnego „ja” przez teksty i tekstowe maskarady. Tworzenie tekstu to tworzenie siebie, to gra w tożsamość i wolność. W tej powieści, jak w niemal każdej tej autorki, realistyczno-magicznej, wszystko dzieje się w świecie tekstu. Wirtualna narratorka,  napisze ci wszystko, co tylko zechcesz, jeśli tylko okażesz gotowość i odwagę. Wejdziesz do wyfantazjowanej przez siebie opowieści, ale czy wyjdziesz z niej jako ty? A może jako ona? On? Jako ktoś inny? Jak daleko posuniesz się w eksperymentach z własnym ja? Z własną fantazją? Jak dalece pozwolisz sobie na wolność? Możesz się stać fikcyjną postacią własnego życia, wyzwolić się choćby tylko przez jedną noc (tylko?), możesz także zapłacić za to cenę. Jaką?

Tekst jest poetycki, wrażliwy i baśniowy, więc tym milej rozmawia się siedząc na pufach, wygodnie. Tak polecam czytać tę książkę. W przyciemnionym, miękkim świetle, klimacie ciepłym, wieczornym. Jak niegdyś rodziny spotykały się wokół lampy gazowej. W kameralnej atmosferze. Intymnie.

Najlepszym fragmentem powieści jest fragment początkowy. Pyta o możliwość uwolnienia się z siebie (od siebie?). „Zdejmij kostium, zdejmij ciało…”. Ale dalsze też oferują wiele. Łatwo je dobrać. Winterson pisze fragmentami. Jak poezję. Oprócz tajemniczego, zarażającego wrażeniem i klimatem cudowności języka, proponuje niezapomnianą podróż.  Z Londynu przeniesiecie się do Paryża, z Capri do cyberprzestrzeni, w bajki, we współczesne mity i kulturę popularną.

 

Angela Carter, „Oblubienica tygrysa” (ze zbioru opowiadań „Czarna Wenus”)

Angela Carter to czołowa angielska pisarka XX wieku. Publikowała na łamach The Guardian, The Independent i New Statesman.

Jej twórczość od razu kojarzy się z tematem wolności. Wyzwolenie, radykalne, zwierzęce i dzikie – wręcz wygryzienie siebie z sieci zależności społecznej, zajrzenie do wnętrza krępujących więzi, też w świecie wewnętrznym, we własnych ograniczeniach, w sobie – to wielkie tematy jej doskonałych powieści. Jest autorką wszechstronną. Tworzyła powieści, opowiadania (najsłynniejsze to wariacje na temat takich opowieści jak „Kopciuszek” czy „Piękna i bestia”), dramaty, a także scenariusze do dwóch filmów opartych na jej prozie: „Towarzystwa wilków” Neila Jordana oraz „Magicznego sklepu z zabawkami”.

Jej baśnie nie są łatwe. Są wręcz dziwaczne, na granicy makabry. Ale czy nie na granicy makabry znajdują się słynne baśnie braci Grimm? Carter irytowała się na zawarte w nich stereotypy. Zmieniała je. Chciała coś nowego powiedzieć o kobietach i ich seksualności. „Oblubienica tygrysa” to opowieść niebanalna, na granicy makabreski i pięknego dziwnego snu. Mówiąc prosto – jest to trawestacja baśni o Pięknej i Bestii. Pamiętacie tę opowieść? Lepiej przypomnieć sobie tę baśń przed zabraniem się za wersję Carter. Odczytać ją na nowo lub opowiedzieć sobie nawzajem. Piękna dziewczyna (za sprawą ciężkiego błędu ojca) trafia do zamku straszliwego potwora. Najpierw boi się go, ale potem przez swoją dobroć i łagodność go obłaskawia. Bestia też okazuje się łagodny i dobry. A pod spodem bestiariuszowego kostiumu okazuje się być pięknym księciem. U Carter wszystko podobnie, ale inaczej. Ciekawiej. U niej Bestia nie jest ani potworna, ani łagodna. Podobnie ani wystraszona, ani zbytnio łagodna nie jest też Dziewczyna. U Carter Bestia jest istotą dzikości, dzikością, którą przybiera sama Piękna (czy inaczej Piękność kobieca). Jest odwagą odnalezienia w sobie tego co dzikie i poddania się temu: „I oto każdym pociągnięciem zdzierał ze mnie skórę kolejnymi warstwami, całą skórę światowego życia, pozostawiając świeżą patynę lśniącej sierści. Moje kolczyki zmieniły się na powrót w wodę i spłynęły mi po barkach; strząsnęłam krople z pięknego futra.” Bohaterka tej wyjątkowej baśni dla dorosłych nie waha się i idzie przez puste tajemne komnaty, by odnaleźć własne zatracone gdzieś, kiedyś, pragnienie, libido – powiedzą niektórzy- siłę, bez której żadne bycie nie ma racji Bytu.

Czytanie „Oblubienicy tygrysa” (a jest to lektura dla dorosłych) można zatem jakoś w programie połączyć z czytaniem baśni dzieciom. Zrobić „kącik” baśni dla dzieci i dla dorosłych (zmieści się tam wspomniana Winterson, inne opowiadania Carter, czy wybrane pozycje fantasy). Przy okazji wspólnego czytania tej historii jest również miejsce, by porozmawiać o miejscu baśni w naszym życiu. Jak nasze życie kształtują bajki, historie, które słyszymy i którym wierzymy od dziecka? Jak wpływają one na nas i budują naszą świadomość? I nieświadomość. Tę indywidualną i tę zbiorową. Jakie wzory nam wdrukowują? Co nam mówią o kobietach, dziewczynkach, mężczyznach? Powinnościach. Miłości, przyjaźni, wolności i szczęściu? W co każą nam wierzyć? Co nam dają, co zabierają? Czym uwalniają, czym więżą? Co z kolei wnieść może przekształcanie tych znanych opowieści w dowolny sposób? Jaką wolność to daje? Jaką moc? A może napiszemy razem naszą wspólną baśń? Albo różne wersje tej samej baśni? Kobiety razem, mężczyźni razem? Inny układ?

 

Dorothy Parker, „Żyję twoimi wizytami”

Jest taki stary dowcip. Matka podarowała synowi dwa krawaty. „Który wolisz?” – pyta. „No nie wiem, może ten” – mówi syn i zakłada jeden. „Wiedziałam, że ten drugi nie będzie ci się podobał”- mówi matka. I zasępia się. Kto tego nie zna? To znaczy – który syn. No, może znajdzie się kilku. Ale czy wielu? Cóż. Matka. Jej domaganie „kochaj mnie zawsze” , jej ” znów nie odwiedzasz matki”, jej „jestem samotna teraz, skrzywdzona”. Matnia? Nie, po prostu mama. Po prostu trudne relacje rodzinne. Trudne relacje w ogóle. Nikt nie potrafi ich tak trafnie oddać w dialogu jak Dorothy Parker. Ta autorka wielu opowiadań, dramatów, scenariuszy jest w dialogu biegła jak nikt.

„Żyję twoimi wizytami” (sam tytuł mówi już wiele o treści) to niedługie opowiadanie z tomu „Gra”.

Syn odwiedza matkę, rozmawiają, a matka w każdym zdaniu komunikuje swoją od syna zależność, swoją miłość, już (tylko dlatego, że syn nie jest już dzieckiem) nieodwzajemnioną. Czyli odwzajemnioną, ale inaczej, niż matka by chciała. Syn nie może utrafić. Wije się, chciałby wyjść. Ale to nie znaczy, że matki nie kocha. Więc dlaczego? I co wnosi w relację Ta Trzecia kobieta?

Pisarstwo Parker cechuje błyskotliwy, mądry humor i świetne dialogi. Jest rytmiczna i dobrze czyta się na głos. A jeśli chodzi o dyskusję na temat uwalniania się z trudności więzi rodzinnych (kto ma racje, kto tu jest spętany, kto samotny, kto nieszczęśliwy)  to chyba nie trzeba reklamować jej potencjału.

Dlatego opowiadanie „Żyję twoimi wizytami” dobrze byłoby czytać z podziałem na role. Można też zamienić role: chłopak czyta kwestie matki, kobieta kwestie chłopca. Jest to dobry punkt wyjścia do dyskusji po  wspólnym czytaniu. Taka zamiana ról mogłaby być nie tylko zabawna, ale nawet (choć wciąż trochę na luzie) okazać się terapeutyczna.

 

Dorota Masłowska, „Między nami dobrze jest”

Dorota Masłowska – tu z kolei nie trzeba reklamować autorki. Ani wartości językowych i audialnych jej tekstów. To się czyta jak gotowe słuchowisko. I nie trzeba aktorów – dialogi napisane są tak świetnie. Dramat „Między nami dobrze jest” jest mniej więcej o tym, że wcale nie jest dobrze. Ani w rodzinie, ani dookoła – w Polsce i na świecie, ani z sąsiadami, ani z własną przeszłością. Matka, babcia, córka, sąsiadka, a czasem i ktoś „z telewizji” uwięzieni są w jednym mieszkaniu (czasem córka idzie do swojego „braku pokoju”), w Polsce, w polskiej wielkiej historii i własnej biedzie. Każda z nich uwięziona we własnym świecie, lękach, zafiksowaniach. W sobie. Każda postać fantastycznie skonstruowana, skrojona na miarę wyjątkowości, każda mówi własnym głosem, stylem, sobą. Masłowską czyta się na głos doskonale. Można przydzielić role, albo zrobić czytanie performatywne, słuchowisko.

Do czytania przez uczestników polecam scenę trzecią i czwartą, czyli rozmowy Matki i Sąsiadki. O biedzie, o tym kogo na co nie stać i jak doskonale ogląda się reklamy tego, na co nas nie stać. Jak doskonale rozwiązuje quizy o tym, kim się (nie) jest (szaloną na przykład globtroterką), czy krzyżówki, które można na przykład zmazać i znowu rozwiązać, albo rozwiązać po kimś. Te rozdziały traktują o wykluczeniu przez biedę. Następnie można postarać się odpowiedzieć na pytania. Czy bieda może dać wolność? Czy tylko alienację? Czy z biedy można się śmiać? Izabela Duncan na przykład pisała w swoich wspomnieniach, że wolała klepać biedę, nie mieć prawie nic i dryfować, bo tylko wtedy czuła wolność i świat jawił się tym, czym jest. Świat był przestrzenią, w którą mogła się wtańczyć. Głupie gadanie? Niektórzy uważają, że dobra majątkowe to więzienie. Czy tak jest? Do jakiego stopnia?

Dorota Masłowska to pisarka uznana „za młodu” za tak zwane genialne dziecko. Jej debiutancka i od razu wybitna „Wojna polsko – ruska” zyskała uznanie i poklask za oryginalność i za niebanalną koncepcję rzeczywistości. Za własną formę. Ale przede wszystkim – pamiętamy zachwyt jej stylem. Największe laury zebrała właśnie za język. Który doskonale się sprawdza w głośnym odczytywaniu.

 

Erich Fromm, „Ucieczka od wolności” 

A może nocna dysputa filozoficzna?

Erich Fromm  to amerykański psycholog i filozof niemieckiego pochodzenia. Pracował  w  Berlińskim Instytucie  Psychoanalizy.  Od  1935  r.  przebywał  w  Ameryce.  Dyrektor Instytutu Psychoanalizy  w  Meksyku  i  profesor  psychologii  na  uniwersytecie  w  Nowym  Jorku. Autor  prac:  „Szkice  z  psychologii  religii”, „Zapomniany  język”,  „O  sztuce  miłości”.

Jego najsłynniejsze chyba dzieło „Ucieczka od wolności” może stać się przyczynkiem nie tylko wspólnego rozstrzygania słynnego problemu „czym jest wolność do-, a czym wolność od– „, ale też przyczynkiem do dłuższej nocnej Polaków rozmowy. Od czego uciekamy, do czego chcemy uciekać? Czemu popularnym marzeniem staje się coraz częściej: „chcę sprzedawać frytki na plaży na Hawajach”? Co sobie zafundowaliśmy jako społeczeństwo późnego kapitalizmu i od czego cierpimy? Jakie nas dręczą neurozy i co ma z tym wspólnego uleganie skłonnościom masochistycznym? A sadystycznym? Jakim cudem autodręczenie może być sposobem na wolność? Ile lęków się za tym kryje? Takich właśnie pytań dotyka Fromm. Fragmenty jego „Ucieczki od wolności” można więc twórczo wykorzystać do rozważań o współczesnych formach zniewolenia. Wybierzmy interesujące nas rozdziały i wykorzystajmy jako punkt wyjścia do dyskusji.

O czym jest książka?

Jak pisze w swoim wstępie Franciszek Ryszka, „Fromm starał się połączyć w swojej książce zjawisko  alienacji  w  sensie  ekonomicznoprodukcyjnym  (występującej  w  kapitalizmie współczesnym jeszcze silniej niż za czasów Marksa) ze zjawiskiem ucieczki od wolności”.  Książka jest także znana jako propozycja namysłu o faszyzmie. Jak jednak dalej pisze badacz: „Fromm nie powiedział tu ostatniego słowa, jak nie mógł dać wyczerpującej odpowiedzi na temat psychospołecznych źródeł niemieckiego faszyzmu” – i też nie o tym musi toczyć się nasza dyskusja. Spróbujmy potraktować namysł frommowski nad autorytaryzmem – zniewoleniem- jak najmożliwiej szeroko. Postawmy pytanie o współczesne wolności i niewole jakie sobie „fundujemy” jako ludzie, jako społeczeństwa. Całkowita kontrola, zarządzanie życiem, idealna sylweta i idealne życie, ciągłe szczęście, niezależność od innych, zaradność, przedsiębiorczość to tylko kilka przykładów na inne, bardziej współczesne , bliskie nam rozumienie wolności i niewoli w relacji ze współczesnymi wymogami społecznymi i własnym ciałem.

Fromm pisał wiele o tym, jak masochizm jest połączony z wolnością. „Zastraszający rozwój społecznych  neuroz  nie  tylko  wyraża się gwałtownym  wzrostem  przypadków chorobowych,  ale  przybiera  rozmiary  klęski  ogarniającej  również  życie  polityczne,  o  czym świadczy  coraz  częstsze  stosowanie  gwałtu.” – czytamy we wstępie . Często też – gwałtu na sobie (rozdział „Autorytaryzm”). Jedną z takich chorób cywilizacyjnych jest zaburzenie odżywiania. Anoreksja i bulimia jako neurozy cywilizacyjne bardzo wiele mają wspólnego z wolnością i jej sobie odbieraniem. Z autorytarnym podejściem do ciała. Z zamykaniem własnego ciała w obozowym systemie kar i twardych zasad. Anorektyczki są w tym kieracie wzorowymi uczennicami. Zazwyczaj „udaje im się” zbudować w świat, w którym jedzenie – dar od Innego – jest „niepotrzebne”. To oczywiście świat złudny, obozowy właśnie. „Nie potrzebuję” znaczy „nie wolno mi potrzebować”. I anorektyczka żyje „nie potrzebując”. Bulimiczkom idzie „gorzej”. Przegrywają co i rusz walkę z auto – kieratem, dlatego znęcają się nad własnym ciałem. Obie te neurozy mają zatem wiele wspólnego z sadyzmem i masochizmem. Głodzić się to trzymać własne ciało w obozie, wpychać w siebie i zwracać, znęcać się nad nim z wyrafinowanym okrucieństwem. Skończyć z tym to uciekać (z kieratu, obozu) do wolności. Jeśli tak zaczniemy myśleć o naszych „trzymających sylwetkę” córkach może łatwiej będzie ich nie karcić i nie oskarżać o głupotę czy uleganie modom. To nie moda. To życie w więzieniu. To cicha walka o wolność. A rebours.

Także pierwszy i drugi rozdział wprowadza masę ciekawych zagadnień: „Czym  jest  wolność  w  doświadczeniu ludzkim?  Czy  pragnienie  wolności  jest  czymś  nieodłącznym  od  natury  ludzkiej ? Czy  owo doświadczenie  jest  zawsze  takie  samo,  niezależnie  od  typu  kultury,  w  której  kręgu człowiek  żyje,  czy  też  zależy  ono  od  stopnia  indywidualizacji,  do  jakiego  doszło  dane społeczeństwo?  Czy  wolność  jest  tylko  brakiem  zewnętrznej  presji,  czy  też  jest  również obecnością  czegoś  –  a  jeśli  tak,  to  czego?  Jakie  społeczne  i  ekonomiczne  czynniki powodują, że  w  danym  społeczeństwie  istnieje  dążenie  do  wolności?  Czy  wolność  może stać  się  ciężarem  zbyt  wielkim,  by  człowiek  mógł  go  udźwignąć,  czymś przed  czym usiłuje  on  uciec?  Jak  więc  się to  dzieje,  że  dla  jednych  wolność  jest  wymarzonym  celem,  a dla  innych  zagrożeniem?”

Twórczość Fromma, pytania, które postawił, mogą okazać się też przydatne podczas omawiania pozostałych zaproponowanych tu książek. Na przykład pytanie: „Czy  wolność  może stać  się  ciężarem  zbyt  wielkim,  by  człowiek  mógł  go  udźwignąć,  czymś,  przed  czym usiłuje  on  uciec?” doskonale pasuje do opowiadania Angeli Carter. Czemu nie potrafimy być dzicy? Dzikie? Co znaczy obudzić w sobie dzikość? Jaki to rodzaj wyzwolenia? Jakie to ma konsekwencje? Z kolei rozpoznanie umieszczone w rozdzialiku drugim doskonale wzbogaca psychologicznie rozmowę o tekstach Masłowskiej i – w szczególności – Parker. „Dziecko  rodzi  się,  kiedy  przestaje już  stanowić  jedno  ze  swą  matką,  i  staje  się  odseparowanym  od  niej  biologicznym istnieniem.  Mimo  że  ta  separacja  biologiczna  jest  zaczątkiem  jednostkowej  egzystencji ludzkiej,  dziecko  jeszcze  przez  długi  okres  tworzy  ze  swą  matką  funkcjonalną  jedność. Do  momentu,  w  którym  jednostka,  mówiąc  obrazowo,  nie  przetnie  całkowicie  pępowiny, jaka sprzęga  ją  ze  światem  zewnętrznym,  nie  jest  ona  wolna;  lecz  więzy  te  zapewniają  jej bezpieczeństwo,  dają  poczucie  przynależności  i  zakorzenienia.  Proponuję nazwać  ową więź,  która  istniała,  zanim  proces  indywiduacji doprowadził  do  pełnego  wyłonienia  się jednostki więzią pierwotną.” – pisze Fromm.

Są to oczywiście propozycje, więcej fragmentów traktujących o różnych aspektach uwikłań i ucieczek od wolności znajdziemy w odpowiednich rozdziałach. Wybór rozdziału zależy od tego, czy stawiamy bardziej na pytania ogólne (rozdział pierwszy), czy ściślej – myślenie psychologiczne (rozdział drugi).

 

Nie zapominajmy o maluchach

Zawsze sprawdzają się oczywiście stare dobre opowieści. Baśnie Andersena czy zabawne rymy Tuwima i Brzechwy. Kto ich nie zna? Zawsze warto do nich wracać ze względu na ich poetycką wartość, językowe piękno polszczyzny (współczesne książeczki wciąż Tuwima pod tym względem nie doganiają) i zawartą w nich uniwersalną mądrość.

A jednak. Świat się zmienia, zmieniają się relacje międzyludzkie. Dookoła inne rekwizyty, inna rzeczywistość. Warto maluchom pokazać, że książeczki (świat literacki) tak bardzo od tego wszystkiego nie odstają. Dlatego warto czytać na głos (w kółku, bo kółko uczy dzieci wspólnoty, pozwala na siebie patrzeć, wymieniać się emocjami) najnowsze pozycje literackie. I oglądać. Bo dla maluchów mamy książki obrazkowe.

 

Kilka propozycji:

 Maurice Sendak, „Tam gdzie żyją dzikie stwory” (1-5 lat)

Klasyka książki obrazkowej.

 

Michael Rosen, „Idziemy na niedźwiedzia” (1-5)

Jedna i druga książeczka jest prosta, rytmiczna, dobra do głośnego czytania.

 

Dla nieco starszych dzieci:

 

Lind Asa, „Piaskowy wilk”

Piaskowy Wilk mieszka nad brzegiem morza i zawsze ma czas dla Karusi. Opowiada dziewczynce niezwykłe historie i tłumaczy zagadki otaczającego ją świata. Książka składa się z kilkunastu autonomicznych rozdziałów i świetnie nadaje się do głośnego czytania, na przykład jako bajka na dobranoc.

 

Marcin Szczygielski, „Czarownica piętro niżej”

Co można robić gdy pogoda nie dopisuje, a zamiast jechać na wycieczkę musimy zostać w mieście? Maji wydaje się, że spędzi nudne wakacje u ciabci, niespodziewanie jednak w starym domu spotyka Zdradliwe Lilie, duchy, gadającego kota i przeżywa niesamowite przygody.  

 

I na koniec – perełka!

Tove Jansson, „Dolina Muminków w listopadzie”

Piękna i mądra książka. Krótkie opowiadania nadają się do przeczytania w całości. Książka uwodzi czytelników w każdym wieku. Dorośli znajdą w niej coś dla siebie, dzieci dla siebie. Inaczej zrozumiesz ją ty, inaczej pojmie ją twoje dziecko. Ale przeżyjecie tak samo mocno. W nieoczywisty i mądry sposób portretuje różnego rodzaju neurozy i dziwactwa w relacjach międzyludzkich. Ale to widzą dorośli, dzieci raczej po prostu śmieszy.

 

Marta Konarzewska

foterdziecko